Odchowaliśmy już trochę Pierworodnego – sam sobie
naleje wodę, wyciągnie z lodówki strawę, włączy telewizor, ściszy,
zgłośni. Więcej! On nie tylko obsłuży
siebie, ale i pomoże. Potrzyma matce drzwi gdy taszczy siaty, włączy odpowiedni
guzik w windzie, klucz w dziurce przekręci.
A tu nagle taka poczwara! Chryste, co za regres. Cały wypracowany w pocie czoła
ład leży w gruzach.
(Nie, no spoko, przetrzymamy tę bessę organizacyjną, bo Gutek jest zajebisty.
Choć aktualnie mega szpetny z powodu pryszczy).
Marceli miał trudny czas, ale chyba już przywykł do
sytuacji. O ile to nie cisza przed burzą. Lubię się z nim teraz wyrwać. Zostawiamy
poczwarę z ojcem, Poczwara oczywiście nażarta po kokardę, co by ojca nie
stresować i sru NA MIASTO. Na przykład na godzinę do Lidla. Szaleństwo!
Z pietyzmem układam w koszyku kubełki z jogurtem greckim, sałatę lodową, sól do
zmywarki. Są to naprawdę piękne chwile. Marcel SAM stoi na posadzce (nie wymaga
noszenia) i WSZYSTKO rozumie (można wymienić poglądy- rozmawiamy na przykład o
tym jakie płatki śniadaniowe lubimy). Rany, ale fajny ten starszy syn!
A parę dni temu byłam z pierwszą wizytą pediatryczną. Żeby okazać nowe
istnienie, zważyć, zmierzyć.
W trzy tygodnie półtora kilo mu wpadło. No zauważyłam właśnie, że rośnie mu
czternasty podbródek i kolanka mają dziurki, ale wrodzona skromność nie
pozwoliła mi pomyśleć, że ciecz wypływająca z moich sutków może tak tuczyć.
Więc pytam panią czy on czasem nie jest za gruby. A ona, że w przypadku dzieci
karmionych mlekiem matki nie istnieje pojęcie nadwagi. I żebym sobie tym głowy
nie zawracała, bo nie jestem w stanie kontrolować przyrostu wagi karmiąc
naturalnie. Podczas naszej konwersacji Rynio Kalisz potwierdził, że wszystko
jest pod kontrolą, donośnie upuszczając zalegające w jelitach gazy.
Ogólnie jest fajnie. Gutek daje żyć, choć miewa czasem error w systemie. Dziś
na przykład miał od drugiej nad ranem. Jak można cierpieć
na zaparcie, defekując wyłącznie płynnym stolcem? Dla mnie to lekko sprzeczne.
Poza tym chciałabym kolejny raz podkreślić, że mam wspaniałą teściową, która
jako jedyna w rodzinie jest mi realnym wsparciem (ale paradoks, co?). Placówka
wczesnoedukacyjna ma teraz lipcową przerwę w działalności. W związku z tym mam
obu chłopców na chacie i bywa ciężko. Mama K. usłyszawszy, że jest jak jest,
wzięła urlop i zaprosiła Marcelona do siebie. Czy mogą być lepsze wakacje niż
te u babci na wsi? I czy można trafić na lepszą teściową? Słowo daję, lepiej, żeby mnie K. nigdy nie wychujał i żebym nigdy nie musiała
go pogonić, bo gdzie ja znajdę taką drugą Krystynę.